Obserwatorzy

sobota, 28 lutego 2015

Stare, niepokazywane prace

Na koniec tego miesiąca - naprawdę koniec :o) - chciałam Wam pokazać moje dwie całkiem stare prace. Jedne z pierwszych - ale takie z których wtedy byłam szalenie zadowolona i dumna. Efekt zaskoczył mnie samą. Nie pamiętam która powstała pierwsza - listownik, czy klucznik. Skłonna jestem zaryzykować stwierdzenie że listownik był pierwszy, a klucznik robiłam na zamówienie i zastosowałam tę metodę po raz drugi.
Na obu pracach zastosowałam spękania dwuskładnikowe - wówczas jeszcze z firmy Perfetto (z aniołkiem) które się nazywały Large Crackle. Kupując to myślałam, że oczka spękań będą duże, a one duże nie były, ale głębokie i chyba dlatego dobrze nadawał się ten krak do tej metody.
 
Zrobiłam to w ten sposób, że listownik pomalowałam na kolor fioletowy, później położyłam step 1 spękacza, gdy wysechł pomalowałam całość jasną farbą, a gdy ta wyschła dałam step 2. Gdy popękał w szczelinach pojawiła się fioletowa farba. Efekt bardzo mi się podobał, chociaż spotkałam się z opinią, że w sumie nie różni się od spękań jednoskładnikowych. Jestem innego zdania, ale uważam, że każdy ma prawo do swoich opinii.
Na listowniku jest 11 irysów z wydruku, które mozolnie wycinałam kilka godzin. Całość zalakierowane na połysk. Jedyne z czym trzeba uważać przy tym sposobie kładzenia spękań to łatwo odchodzą fragmenciki jasnej farby. Przed zalakierowaniem oczywiście. Farba zachowuje się jak mocno obtłuczona skorupka jaka, pod mocniejszym naciskiem palca może pozostać na palcu.
Tyle z wyjaśnień i opisu.
Jeśli ktoś nie próbował takiej metody to polecam. Wyczytałam o niej w książce dotyczącej różnych metod spękań.
 

 


Nowe prace powstają, ale powoli. Raz dlatego, że pochłonął mnie haft roweru, chcę go jak najszybciej skończyć, bo w kolejce czeka żyrafa :o) a dwa dlatego, że moje zdrowie kuleje i dwa, trzy a czasami i cztery dni w tygodniu jestem na prochach mam wysoką temperaturę i ogólnie czuję się jak po zderzeniu z tirem. Robię badania, chodzę po lekarzach, ale nikt nie wie dlaczego nagle temperatura skacze mi do 38,7 by na drugi dzień nie było śladu po mim złym samopoczuciu :o(

Zapewniam, że już w poniedziałek nowe zdjęcie, nowej szkatułki - dla dziewczynki.

Pozdrawiam serdecznie
- dziękuję wszystkim za odwiedziny
Mirella

niedziela, 15 lutego 2015

Po miesiącu...

Witajcie :)
 
miesiąc temu (9 stycznia)  pokazywałam Wam początek pracy nad haftem z rowerem. W sumie to nie był taki początek, bo całą pracę zaczęłam w pierwszym tygodniu grudnia. Sam obraz jest duży bo w krzyżykach ma 190x204 czyli wyhaftowania 38760 krzyżyków, a w cm to 43x46.
Siedząc w domu przez 5 tygodni, najpierw z chorym Tomkiem, później z chorymi nogami, i znowu z chorym Tomkiem haftowałam. Przy czym zrozumiałe jest, że spędzając czas z dzieckiem praca niewiele posuwała się do przodu. Najbardziej nadgoniłam siedząc, bez możliwości (normalnego) chodzenia, w ciągu dwóch tygodni. Wówczas Tomek chodził do przedszkola, ja chodzić nie mogłam, więc nawet gdybym chciała zrobić coś w domu, nie byłam w stanie, pozostało mi tylko wyszywać.
Wczoraj w internecie znalazłam zdjęcie bazowe nazwijmy to mojej pracy



Dla przypomnienia tak było 9.01


a tak jest dziś

 
jeszcze trochę zostało - wg moich szacunkowych obliczeń około 8 tys. krzyżyków. Niestety w tym tygodniu byłam już w pracy i niewiele zrobiłam wieczorami. Pracuję też nad dwoma skrzynkami - jedna dla koleżanki, druga dla mojego dziecka. Robię tez jeszcze karton po butach na moje serwetki :o) Zarys pracy jest jednak widoczny Najbardziej cieszę się, że przebrnęłam przez większą część kwiatów, bo tak totalny chaos kolorystyczny i to mocno spowalnia pracę. Myślę, że gdyby nie ten wolny miesiąc całość robiłabym jakieś pięć miesięcy, a tak może jeszcze z dwa tygodnie i będzie po zawodach. Następny obraz w kolejce czeka :o)
 
A na koniec chciałam się Wam przedstawić - moich zdjęć nigdzie nie ma, ale dziś zrobię wyjątek
Odebrałam dziś nowe okulary, a w tygodniu w końcu ścięłam włosy. Niby po 10 latach noszenia krótkich fryzur postanowiłam coś zmienić i zapuścić na długie, ale straciłam cierpliwość. Obecna fryzura to taki stan pośredni, ale i tak jest lepiej niż z długimi włosami. Nie mam już do nich cierpliwości.
Zdjęcie nienajlepsze - robione przez moje dziecko - ale przeszło przez cenzurę mogę Wam je pokazać. To ja :o)
 
 
Pozdrawiam
Mirella
 
 

czwartek, 12 lutego 2015

Kartonik i puszki

Witajcie :)
 
dziękuję za wypowiedzi pod poprzednim postem. Myślę, że po prostu są osoby, które chcą się czegoś nauczyć i takie, którym jest to obojętne, lub po zrobieniu kilku prac uważają, że wszystko wiedzą. Nikogo nie chcę obrazić, ale czasami chyba należy przyjąć dobrą radę z pokorą i może nie dyskutować a przemyśleć i zastanowić się nad sobą i tym co się robi...
Ja mam zamiar kształcić się dalej. W marcu idę na warsztaty do Kreatywnie.com, na pewno skorzystam jeśli w Poznaniu pojawi się Ania Korszewska i z pewnością będę też czytać i zaglądać do najlepszych.
 
Dziś chcę Wam pokazać prace, które nie są stare ale też nie najnowsze. Czyli robiąc je miałam już jakiś staż. Jednak osobiście nie jestem z nich zadowolona.
Pierwsza z ich to pudełko po butach, które przeznaczyłam na serwetki, które w trzech poprzednich już się nie mieszczą :o)








Co w nim jest nie tak?
Pomalowane jest na kolor bordowy, takie czerwone wino. Miejscami ma medium do spękań jednoskładnikowych. No i kolor jaśniejszy to biel neapolitańska. Problemem jest sposób pomalowania pudełka jasną farbą. Wykonałam kilka prac ze spękaniami jednoskładnikowymi i zawsze mam problem z pomalowaniem pracy drugą farbą. Albo zamalowuję medium , które już zaczyna pękać, albo warstwa farby jest cienka i to pudełko jest takie niedomalowane.
Drugim błędem są cieniowania - nadal mi nie wychodzą, chociaż też zrobiłam ich trochę.
Dlatego idę na warsztaty z cieniowania :o)
Co do spękań - mogłabym je sobie odpuścić, ale jestem uparta i podchodzę do sprawy - co ja nie dam rady? Więc próbuję i próbuję... i może kiedyś mi się uda i pokażę Wam pracę, z której będę zadowolona.
 
Kolejne, to puszki po konserwach - groszku i kukurydzy i pewnie po czymś tam jeszcze.
Pomalowane na biało, z motywami w kolorze czarnym, tzw. cienie.
Z baletnicami


i ze zwierzętami



i wszystkie razem



Na zdjęciach może tego nie widać, ale puszki są źle przygotowane, nie są oszlifowane po wymalowaniu i mając je w ręce widać maleńkie nierówności - i to mnie denerwuje.
 
Nie od razu zwracałam uwagę na takie drobiazgi. W końcu zrozumiałam, że to ważne - teraz bez dobrze przygotowanego przedmiotu, nie zaczynam pracy. Papier ścierny używam tak samo często jak nożyczek, pędzla i kleju.
 
Nie każda praca jest doskonała, ale trzeba wiedzieć dlaczego i umieć to poprawić.
 
To tyle. Spokojnej nocy, miłego weekendu i do kolejnego postu :)
Mirella

wtorek, 10 lutego 2015

Co z tą krytyką??

Witajcie :o)

Od dawna przeglądam różne blogi w tematyce decoupage. Zaczynałam od bloga Asket, później zakochałam się wręcz, w pracach Marty, bardzo lubię Anię Korszewską i Mirellę Baniecką, piękne prace robi również Oxi, w chlebakach mistrzostwo - moim zdaniem - osiągnęła Basia a od niedawna śledzę też poczynania Basi Zernek.
Dla mnie wymienione osoby to doświadczone dekupażystki, których prace zasługują na uwagę, podziw i uznanie. Są na pewno bardziej doświadczone ode mnie i dlatego moim celem jest dorównanie im zarówno w pomysłowości jak i sposobie wykonania prac, wykończenia i końcowej prezentacji.
Zaglądam też na FB. Zapisałam się nawet do kilku grup tematycznych, ale tam poziom prezentowanych prac mocno odbiega od tego co można zobaczyć na blogach. I oczywiście nie mam tu na myśli prac pokazywanych przez wymienione wcześniej dziewczyny. Dlatego od kilku dni śledzę niektóre wątki w grupach, poruszane właśnie przez osoby doświadczone i biegłe w tej technice na temat prac, którymi jesteśmy zalewani przez osoby, które "początkują". Każda z nas kiedyś początkowała - sama czasami jeszcze tak się czuję, choć za kilka dni moja pierwsza praca będzie miała 4 urodziny, ale z tego co ostatnio czytałam - nie należy krytykować na początku. By nie zniechęcić, by nie podciąć skrzydeł, trzeba chwalić, chwalić i chwalić, by zachęcić do dalszej pracy. Ale jakiej pracy? Pełnej błędów i niedociągnięć? Dlaczego osoby, które się uczą, są tak negatywnie nastawione do krytyki? W jaki sposób chcą się nauczyć, jeśli nie wskaże się im błędów? Kiedy zaczynałam i walczyłam ze spękaniami dwuskładnikowymi, frustrowało mnie to, że mi nie wychodziło, że praca w niektórych miejscach była pomazana - nie wiedziałam co robię źle. Szukałam w sieci, na innych blogach - niczego nie mogłam znaleźć. Na FB jeszcze nie zaglądałam :( a szkoda, może czegoś bym się dowiedziała...
W końcu wpadłam na to co robię źle i dziś nie popełniam tego błędu. Ale zmarnowałam kilka prac i chociaż znajomi mówili mi - nie przejmuj się laik pomyśli, ze tak ma być - mi takie pocieszenia nie odpowiadały. Dopiero we wrześniu na Craft Party pod okiem Mirelli Banieckiej nauczyłam się przyklejać serwetki nie robiąc zmarszczek. Na początku wszystko było tak pomarszczone, że szkoda gadać, więc przerzuciłam się na wydruki i papier. Jak się cieszę teraz kiedy serwetka jest równa i wtapia się w tło. Ale czasami nawet nie pomagają nawet filmiki na Inspirello, które często są pokazane w przyspieszonym tempie.
Nie uważam się za znawcę tematu, nie chcę nikogo pouczać i krytykować. Swoją krytykę na dzień dzisiejszy zachowuję dla siebie. Pracę, która wydaje mi się banalna, brzydka lub kiczowata po prostu pomijam i nie przyglądam się jej dłużej.  Są osoby na FB, które szczególnie omijam, bo w ich pracach jest wszystko, a i tak niczego sobą nie reprezentują.
Smutne jest to, że te początkujące osoby zaczynają od preparatów kupowanych w sklepach budowlanych, słuchają podpowiedzi osób tak samo doświadczonych jak one i tworzy się taka wieża babel z prac, które są nijakie. W jednej z dyskusji ktoś napisał, że w rękodziele nie może być wszystko proste i równe - tak to tylko w Chinach robią. Przepraszam bardzo - ja dążę do tego, by ktoś chciał kupić moją - ręcznie robioną pracę - a nie poszedł do Pepco i kupił bubel z chińskiej fabryki za 5zł.
Piszę to wszystko dlatego, że chciałabym moje prace sprzedawać (kilka nawet mi się udało) może nie będę prowadzić szkoleń i nie będzie to źródło mojego utrzymania, ale chciałabym kiedyś być "rozpoznawalna" jak dziewczyny wymienione przeze mnie na początku tego posta. Nie bronię nikomu tego by robił to co lubi, ale jeśli nazywa to pasją, to niech podchodzi do tego z pasją i zaangażowaniem.
Pokazuję różne moje prace. Z  jednych jestem naprawdę dumna i wiem, że są dobrze zrobione. Ale są też takie, które nie do końca mnie satysfakcjonują. W komentarzach piszecie same superlatywy o każdej z nich, ale nie bójcie się krytykować, jeśli uważacie, że coś jest nie tak. Ja bardzo chętnie przyjmę każde szczere słowo, nie jestem z tych co obrażają się i chowają w kąt zdołowane nieprzychylnym słowem. Tylko dodajcie przy tym swoją uwagę, co według Was nie pasuje w tej pracy, co powinnam poprawić, a czego w ogóle się nie tykać, bo kompletnie to chrzanię :)
Kiedyś pamiętam Kejti skrytykował moje cieniowania. I chociaż słowo "skrytykowała" zabrzmiało tu może dość ostro (w porównaniu z tym w jakich słowach ujęła to Kejti) to mnie właśnie podbudowało to co napisał, bo była chyba pierwszą osobą, która wyraziła to, co ja czułam że schrzaniłam.
Myślę, że pisząc bloga chcemy się pochwalić, chcemy, by jak najwięcej osób oglądało to co robimy, ale też ja osobiście liczę na to, że czegoś się nauczę, czytając czyjeś blogi szukam wskazówek, porad, inspiracji. Ale też cieszę się, że mogę poznać ciekawe osoby, które mają coś do powiedzenia, które potrafią wyrazić siebie i które są otwarte na innych. Mi się udało poznać wirtualnie i osobiście kilka ciekawych osób - ale tylko dlatego, że są ambitne, próbują, poznają i uczą się wciąż czegoś nowego. Staram się im dorównać i mam nadzieję, że jestem na dobrej drodze :)
 
Dziękuję za przeczytanie mojego posta, jeśli ktoś ma inne zdanie, niech nie boi się tego napisać. Myślę, że nikogo bezpośrednio nie obraziłam, może kogoś zachęciłam do głębszych studiów nad tą techniką.
Niech nasze hobby będzie prawdziwe, nie tylko udawane
 
Pozdrawiam
Mirella

sobota, 7 lutego 2015

Toaletka

... ostatnia z moich zapasów.
Pięć robiłam na zamówienie po tym jak w pracy pokazałam toaletkę, którą dostałam od Marty z Deco-Pasji. Miałam zamówienie na szóstą, ale osoba zamawiająca zrezygnowała, zanim zaczęłam cokolwiek z nią robić.
Pokazałam ją kilka dni temu, gdy naklejony motyw pod wpływem lakieru pomarszczył się i zrobiły się poduchy. Bałam się zrywania tego motywu, ale poszło łatwiej niż przypuszczałam. Zajęło mi to zaledwie pół godziny, a kombinowanie tak jak myślałam, żeby zrobić pewnie nie dałoby oczekiwanych efektów. Tak czy inaczej, poprawiłam, wylakierowałam motyw na połysk, a całość jest matowa.
Toaletkę pobejcowałam na grafitowy kolor, a później przetarłam suchym pędzlem srebrną farbą. Na zdjęciach może kiepsko to widać, ale na żywo ma ładny metaliczny kolor. 
 




 
 
a dla przypomnienia pozostałe, które zrobiłam
 



 
 
Moje ulubione to te z motywem kobiecym. Ale wszystkie bardzo fajnie się ozdabiało. Myślę, że na tych pięciu nie poprzestanę :o)
 
 
Dziękuję za wszystkie komentarze, szczególnie te pod moją deseczka :) - nie spodziewałam się, że tak Wam się spodoba! Miło mi.
 
Pozdrawiam serdecznie
Mirella
 

piątek, 6 lutego 2015

Deska

Zrobiłam sobie deskę.
Początkowo kupując ją miała być moim poligonem. Nie miałam takiego kawałka drewna na którym czasami chciałabym coś wypróbować. Leżała i leżała, ja nic nie próbowałam, a w sumie to stwierdziłam, że szkoda takiej deski na jakieś mazanie próbne i stwierdziłam, że ją sobie ozdobię i wykorzystam jako tablicę informacyjną. Miałam zamiar przykleić do niej dwie drewniane klamerki, które miały przytrzymywać np. kartki z informacjami, jakieś ulotki z pizzerii, czy tego typu papierki, które czasami mają o czymś przypomnieć.
Deskę ozdobiłam, ale jak przyłożyłam do niej klamerki to okazało się, że są strasznie toporne i jakieś takie wielkie, że dominują na desce, chociaż były pomalowane pod kolor i mogły wkomponować się z całość. I w ostateczności zrezygnowałam z klamerek. Deska pozostała deską.
 



 
Weekend stoi za rogiem... jeszcze kilka godzin i trochę wolnego :o))
Przyjemności Wam życzę
 
 
Pozdrawiam
Mirella

środa, 4 lutego 2015

Serduszka

Witajcie :o)

Przyznam się Wam od razu, że mam skończonych kilka prac, które będę sukcesywnie pokazywać. Tak aby połechtać Waszą ciekawość i aby Was od razu wszystkim nie zarzucić :o)
 
Zacznę od serduszek.

Walentynki się zbliżają i chociaż osobiście nie świętuję tego dnia, to zrobiłam kilka serduszek... tak naprawdę zupełnie nie robiąc ich na tę okazję - po prostu zbieg okoliczności.

Dwa duże


 
zawsze zdobione dwustronnie
 

Oba są przyciemnione czarną patyną. Jedno ma reliefy zrobione z szablonu




a drugie spękania dwuskładnikowe




i motyw z serwetki, który na wielu pracach jest wspaniałym uzupełnieniem całości

 
I jeszcze dwa mniejsze







 
z muzycznym akcentem.


 
Sama nie gram na żadnym instrumencie, na nutach nie znam się kompletnie ale od dziecka w moim domu było zawsze muzycznie. Tata z wykształcenia był muzykiem i często grał i śpiewał, a siostra moja jedyna ukończyła wszystkie możliwe szkoły muzyczne. W pokoju zawsze było pianino i chociaż czasami denerwujące były te gamy, i pasaże, które ćwiczyła, to jednak na wielu osobach robiło wrażenie stwierdzenie, że ma się siostrę w szkole muzycznej. Do dziś zdjęcia i rysunki z motywem klawiatury, nut czy jakiegoś instrumentu nastraja mnie nostalgicznie i bardzo mi się to podoba. Dlatego na tych serduszkach są i nuty i klawiatura.
 
Raz jeszcze chciałam Wam podziękować za wszystkie miłe słowa w komentarzach, za troskę o moje zdrowie. Spieszę poinformować, że od kilku dni chodzę już normalnie i nie odczuwam żadnego bólu w nogach, ale... do pracy w poniedziałek nie poszłam :o) Teraz choruje moje dziecko - na ostre zapalenie oskrzeli i mimo, że kaszle paskudnie, to nie daje sobie wytłumaczyć, żeby usiąść i pobawić się ze spokojem. W moim domu co chwilę wybuchają torpedy, bomby i inne rakiety... zatapiane są statki, głównie Bismark a ostatnio wskrzeszony został nawet Titanic, by go oczywiście zatopić torpedą. Skąd mu się to bierze - sama nie wiem.
 
Pozdrawiam wszystkich moich czytelników, nowych i wiernie mnie odwiedzających. Dziękuję że jesteście :o)
Miłego dnia
 
Ściskam
Mirella
 

niedziela, 1 lutego 2015

co zrobić?

Witajcie Kochane :)
 
Chciałam Wam dziś pokazać moją najnowszą pracę, ale wyszła z niej kicha. Papier przykleił się pięknie, bez zmarszczek, wyglądał super. Polakierowałam i wyszły małe "poduszki", ale wyschło i było ok. A jak położyłam drugą warstwę - dość grubą - porobiły się takie purchawy, że zaniemówiłam. I tak zostało.
Nie wiem czy da się to jeszcze jakoś uratować. Aż się boję myśleć o szlifowaniu tego! Lakieru trochę jest, do tego papier, a sprzętu fachowego żadnego, tylko własne rączki...
Jeśli ktoś z Was ma pomysł jak to uratować to proszę napiszcie w kilku słowach...
 
 
Miłej niedzieli
Mirella